Arkadiusz Świętosławski: Boisko zweryfikuje komu należy się awans

W weekend swoje 39. urodziny obchodziła ikona Sokoła Aleksandrów Łódzki – Arkadiusz Świętosławski. W ogromie pracy znalazł chwilę na rozmowę z oficjalną stroną naszego klubu.

Redakcja: W niedzielę skończył pan 39 lat, więc na początku chcielibyśmy życzyć wszystkiego najlepszego. Mimo takiego wieku nadal można pana oglądać na piłkarskich boiskach, a dokładniej w Rąbieniu. Ciężko było w pana przypadku rozstać się z tym piłkarskim światem?

Arkadiusz Świętosławski: Bardzo ciężko. Miałem taką chwilową przerwę, ale postanowiłem jednak się trochę poruszać. W niższych ligach, treningi nie są tak intensywne i regularne, zawsze można jeszcze trochę tej przyjemności czerpać. Z perspektywy czasu trochę żałuje, że tak wcześnie skończyłem zawodową karierę, gdyż z dwa lata spokojnie byłbym w stanie jeszcze pograć na tym przynajmniej trzecioligowym poziomie. Czasu jednak już nie cofnę, nie mniej jednak nadal staram się być blisko tej piłki, gdyż to taka moja druga miłość. Cały czas gram, bawię się piłką i czerpię z tego radość.

Poza występami w Victorii dołączył pan też do sztabu szkoleniowego. Z czasem właśnie w tym kierunku chciałby pan próbować swoich sił?

– Tak. W miarę upływu czasu patrzę pod kątem szkolenia młodzieży. Może z biegiem czasu i seniorów, ale bardziej chciałbym pracować z dzieciakami. W przyszłości może zaowocuje to również współpracą z Sokołem.

Miał pan okazję trenować najpierw  pod wodzą trenera Piotra Faryńskiego, następnie Włodzimierza Tylaka oraz Franciszka Smudy, jak i obecnego trenera Sokoła Piotra Kupki. Któryś z nich, a może zupełnie kto inny jest dla pana wzorem na ławce trenerskiej?

– Przez te wszystkie lata przewinęło się w mojej karierze wielu trenerów. Na pewno od każdego z nich zaczerpnąłem troszeczkę wiedzy i doświadczenia, ale najbardziej cenię chyba jednak trenera Faryńskiego, który głównie ukształtował mnie piłkarsko. Ukierunkował mnie również, jak należy podchodzić do treningów i jak miałbym wybierać to właśnie on byłby szkoleniowcem od którego najwięcej się nauczyłem.

Z trenerem Faryńskim rozpoczynał pan swoją przygodę z piłką. Następnie pojawił się pan w juniorach Widzewa i z tej też drużyny, mimo tego, że klub z Łodzi posiadał w pierwszej drużynie wielu reprezentantów kraju, udało się panu przebić do seniorskiego zespołu. Jak właściwie do tego doszło?

– Trener Tylak budował bardzo fajną drużynę w juniorach Widzewa, a ja grałem wtedy jeszcze chwilę w Aleksandrowie. Z tego też klubu trafiłem do reprezentacji Polski i gdy tylko o mnie usłyszał postanowił mnie ściągnąć do siebie. Tam zagrałem jeden sezon, w którym walczyliśmy o trzecie miejsce w Polsce. Na jeden z meczów finałowych przybył trener Smuda, spodobała mu się moja gra i zaproponował mi współpracę z pierwszą drużyną.

Dla nastolatka to chyba było spore wydarzenie, świat praktycznie przekręcił się chyba do góry nogami?

–  Na pewno to było dla mnie spore wydarzenie. Jak grałem w juniorach przychodziło po sto osób na mecze, a z dnia na dzień zacząłem grać przy o wiele większej gronie fanów. Pojawiła się również telewizja, czy prasa. Kiedyś nie było takiej sytuacji, że dawano czas młodym zawodnikom. Był to wielki Widzew, gdzie albo się wchodziło i grało, albo nie. Nieważne, że miałem osiemnaście lat, musiałem liczyć się z konsekwencjami. Były to miłe chwile, ale jeśli chodzi o kwestie psychiczne to na pewno ciężkie dla tak młodego gracza.

Zdarzyło mi się kiedyś rozmawiać z jednym z pracownikiem Widzewa i  wspominał on, że za czasów trenera Smudy to zawodnicy praktycznie nie mieli siły, aby myśleć o czymś innym po treningach, gdyż były one tak wyczerpujące. Faktycznie tak było?

– Zajęcia były zawsze trudne, ale bez ciężkiej pracy nie byłoby efektów. Ewentualnie później każdy się relaksował w swoim gronie rodzinnym. Nikomu nie było w głowie specjalnie pojawiać się chociażby na mieście.

Jakby miał pan wskazać jakiś szczególny mecz w pana karierze byłby to debiut w ekstraklasie, czy może mecz derbowy w którym zdobył pan bramkę?

– Raczej ten derbowy. Na stadionie był komplet widzów i był to niezapomniany mecz, szczególnie dla tak młodego chłopaka, kiedy jeszcze trzy tygodnie wcześniej grałem z juniorami. Trzeba było unieść presję, zrobić swoje i mi się to udało. Było to spotkanie szczególne dla kibiców i zawodników. Wiadomo, że każde spotkanie budziło emocje, ale ten chyba najwięcej.

Tak wczesne występy na najwyższym stopniu rozgrywkowym mogły rozbudzić spore apetyty odnośnie pana osoby. Z perspektywy czasu to ta kariera chyba nie potoczyła się po pana myśli. Gdzie doszukiwałby się pan powodów, że ta przygoda z piłką potoczyła się w taki, a nie inny sposób?

– Na pewno to nie był szczyt moich marzeń. Były to jednak zupełnie inne czasy. Młodzież nie była doceniana, jak teraz. Aby zagrać w klubie ekstraklasowym trzeba było mieć spore umiejętności, albo dobrego menadżera. Ja nigdy takiej osoby nie miałem i musiałem pracować na boisku. Potem pojawiły się kontuzje, Widzew miał problemy z licencjami i postanowiłem odejść niżej, pograć sobie pół roku, rok i liczyłem na to, że uda się wrócić na wyższy poziom. Trzecia liga nie miała jednak medialnego posuchu i można powiedzieć, że się w niej trochę zakopałem. Minęły lata i dziś można mówić o tym, że trzeba było rozwiązać to inaczej. Czasu już się nie cofnie. W tym momencie mogę jedynie doradzić innym kolegom, aby trzymali się wyższego poziomu, jak tylko mogą. Jak nie uda się w jednym klubie to próbować w drugim. Żałuje tylko jednego, że mając w swoim wieku tak bogate CV, grając w reprezentacji Polski nie byłem anonimowym zawodnikiem. Problem jednak tkwił w braku menadżera, który nie poprowadził mnie do innych klubów.

Po pobycie w Łowiczu oraz Turze Turek przeniósł się pan do Sokoła.  W kontekście całej kariery znalazł pan chyba dla siebie odpowiednie miejsce.

– Tak. Na pewno czułem sympatię kibiców i działaczy. Oni też wiedzieli, że jako chłopak z Aleksandrowa zostawię na boisku serce i doświadczenie. Spędziłem sporo lat w Sokole i pozostanie on w moim sercu. Nie mnie jednak trochę żałuje, że nie pograłem jeszcze z dwóch lat.

W Sokole grał pan przez blisko dziesięć sezonów, czyli praktycznie przez połowę istnienia klubu. Udało się awansować do III ligi, następnie do II ligi. Gdzie jednak pana zdaniem zostały popełnione błędy w kontekście utrzymania w tej  II lidze. Jak do tej pory były to jedyne występy klubu na tym poziomie rozgrywkowym.

– Na pewno zaważyły umiejętności zawodników. Mieliśmy zawsze zespół taki na jaki było stać klub. Gdzieś został popełniony błąd w drużynie, czy też klubie. Może w tym roku uda się kolegom wrócić do tej II ligi.

Miał pan okazję występować na boisku z kilkoma zawodnikami, którzy do dziś reprezentują barwy Sokoła. Dosyć często zdarza się panu odwiedzać stadion i przyglądać kolegom, czy też całej drużynie?

– Na częste wizyty nie pozwalają mi za bardzo czas i obowiązki. Nie mniej jednak byłem na kilku meczach i przyglądałem się zwłaszcza moim kolegom. Jestem ciekaw, jak to się zakończy. Jest możliwość awansować do II ligi. Może to się uda. Na pewno będę trzymać kciuki i postaram się odwiedzać obiekt jak najczęściej mogę. Wielu chłopaków grało ze mną, kiedy byli jeszcze młodzi i nabierali doświadczenia. Od tego czasu poczynili spore postępy i liczę na to, że pociągną ze sobą zespół do awansu.

Wielu kibiców z pewnością namawiało pana do tego, aby przedłużyć jeszcze swoją karierę. Skąd właściwie pojawiła się taka decyzja, aby jednak odwiesić buty na kołek.

– Decyzja była bardzo trudna. Zawsze uwielbiałem grać w piłkę i byłem dość docenianym zawodnikiem w Sokole. Nie mniej jednak nadal pracuje w firmie, gdzie system pracy jest czterobrygadowy i ciężko było mi pogodzić regularne treningi z pracą, nie mówiąc już o wyjazdami w weekendy. Wolałem odejść z klasą, niż wchodzić na “ogony” i grać jedynie dla nazwiska nie prezentując odpowiedniej formy. Wiedziałem, że nie będę mógł systematycznie trenować, co przekładałoby się również na moją formę. Chciałem, aby kibice pamiętali mnie z jak najlepszej strony.

Jakby miał pan ocenić na chłodno swoją karierę, panuje spory niedosyt?

– Oczywiście. Na pewno nie żałuje tych lat w Sokole, ale mogłem je spędzić w innych klubach na boiskach ekstraklasy. Koledzy z którymi grałem w reprezentacji jeszcze doniedawna grali w Ekstraklasie. Na pewno niedosyt jest, że nie powiodło mi się tak jak powinno. Obecnie mój syn zaczął grać w piłkę i jedynie mogę przekazać mu swoje wskazówki i mam nadzieję, że jemu uda się bardziej niż mnie.

Szczególnie w okresie gry w Widzewie pewnie spotkał pan wielu ciekawych ludzi. W całym okresie piłkarskiej kariery wypomniałby pan może jakąś specjalną anegdotkę z której śmieje się pan do dziś?

– Takich sytuacji w szatni jest pełno. Szczególnie nie zapadło mi nic w pamięci. Atmosfera w Widzewie zawsze była bardzo fajna, a podczas meczu każdy wiedział co miał robić. Każdy walczył za drugiego, jak potrzebna była pomoc to udzielaliśmy jej sobie wzajemnie. Nie spotkałem się jeszcze z taką drużyną. Był to jeden team, który było widać na boisku i poza nim.

Skupiając się nad tym, co jest tu i teraz, Sokół wyprzedza Widzew w tabeli trzeciej ligi. Jest to dla pana spore zaskoczenie?

– Na pewno tak. Patrząc na aspirację obu drużyn, to w Łodzi każdy kibic jest z pewnością bardzo zawiedziony. Sokół jest miłym zaskoczeniem tych rozgrywek. Boisko zweryfikuje komu należy się awans. Zarówno Sokół, jak i Widzew śmiało mogą awansować do tej II ligi.

Jakie mocne strony w Sokole oraz słabe w Widzewie mógłbym pan wskazać. Można w tym momencie mówić o rywalizacji Dawida z Goliatem.

– Na pewno w Łodzi panuje spora presja wyniku. Młodzi zawodnicy jej nie wytrzymują. Teraz przyszedł do Widzewa Robert Demjan, nie mniej jednak on sam awansu nie zrobi. Takich zawodników powinno przyjść przynajmniej czterech. Wtedy z tej młodzieży zeszłoby troszeczkę to ciśnienie. Każdy rywal Widzewa będzie chciał za wszelką cenę urwać im punkty. Nie chcę im źle wróżyć, ale będzie im bardzo ciężko.

Zwracając uwagę jednak na to doświadczenie to latem pojawili się tacy gracze jak Aleksander Kwiek, czy Bartłomiej Niedziela. Mimo tego nie byli oni realnym wzmocnieniem zespołu. Brak tej presji w Aleksandrowie może ułatwić grę w całej drużynie?

– Na pewno Widzew nie może pozwolić sobie na brak awansu. Za klubem stają ogromne pieniądze oraz infrastruktura. Brak promocji do II ligi tylko zatrzyma rozwój klubu. Wydaje mi się jednak, że Sokół mając taką okazję będzie chciał ugrać ten awans. Nie chciałbym obecnie oceniać obu ekip. Czas pokaże, który zespół będzie bliższy awansu.

W Aleksandrowie również mówi się już otwarcie o walce o awans, świadczy o tym chociażby brak zgody na transfer Bartosza Mroczka właśnie do Widzewa. Był to pana zdaniem dobry ruch jeśli klub faktycznie poważnie myśli o awansie?

– Kluby mają swoje ambicje, ale piłkarze również mają swoje. Jeżeli mają możliwość gry w wyższych ligach to kluby nie robią problemów. Czy lepiej jakby poszedł do Widzewa? To już decyzja samego zawodnika. Moim zdaniem lepiej jakby pozostał w Sokole. Tutaj ma pewną pozycję w drużynie, która znajduje się na czubie tabeli, a w Widzewie nie ma pewności, że w ogóle by grał.

Uważa pan, że Sokół realnie jest w stanie z obecną kadrą awansować do II ligi?

– Po stronie Sokoła stoi bardzo wyrównany zespół. W drużynie nie ma wielkich indywidualności, a cała kadra pokazuje bardzo dobrą grę. To też jest siła tego klubu. Większość graczy gra ze sobą już kilka lat, a cała drużyna gra solidną piłkę. W klubach, gdzie dochodzi do sporej rotacji pojawiają się problemy. W kontekście awansu może włączyć się również Lechia, gdzie też jest spora grupa graczy, którzy znają się nie od dziś. Sądzę, że kwestia awansu rozstrzygnie się między tą trójką.

W tym roku klub obchodzi okrągła dwudziestą rocznicę. Gdyby doszło do jakiegoś specjalnego meczu z tej okazji możemy liczyć na pana obecność na tej imprezie?

– Oczywiście, że tak. Mówiłem już działaczom, że jeżeli będą potrzebowali jakieś pomocy z mojej strony to jestem do dyspozycji. Nawet śmialiśmy się razem, że jak uda się awansować do II ligi to wrócę jeszcze pograć. Jestem cały czas przy klubie i widuje się z chłopakami, trenerem, czasami też z działaczami. Zawsze jestem mile widziany i jak będzie tylko jakiś specjalny event z okazji rocznicy to na pewno się w to zaangażuje. Przy okazji chciałbym pozdrowić wszystkich kibiców Sokoła, zawodników, cały sztab szkoleniowy i prezesów.

foto: Express Ilustrowany

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *