Ariel Jakubowski: Nie przyjedziemy ze spuszczonymi głowami

Szkoleniowiec Ursusa wierzy, że jego zespół stać na wywalczenie punktów w Aleksandrowie.

Redakcja: Jakie nastroje przede wszystkim panują w drużynie? Po ostatnich tygodniach to o dobrej atmosferze w szatni chyba nie ma co mówić.

Ariel Jakubowski: Z pewnością wyniki przekładają się w sporym stopniu na atmosferę w szatni. Myślę jednak, że nie przyjedziemy ze spuszczonymi głowami i zrobimy wszystko, aby zapunktować w Aleksandrowie.

Pana zespół miał bardzo dobry początek rundy, urwaliście punkty na Widzewie i w zasadzie od tego momentu coś się posypało. Cztery porażki, ani jednej strzelonej bramki, jak można to wytłumaczyć?

– Każdy mecz ma swoją historię. Nie ma jakiegoś głównego powodu za sprawą którego nie zdobywaliśmy punktów. Złożyło się na to kilka rzeczy. Od tego bardzo dobrego meczu z Widzewem, nie zdobywamy punktów, pracujemy jednak nad tym cały czas i miejmy nadzieję, że uda się to już w sobotę.

Apropo tego meczu z Widzewem, to nie jest żadna tajemnica, że sympatyzuje pan z lokalnym rywalem łodzian. Ten remis przy al. Piłsudskiego, to dla pana bardzo dobry rezultat oraz dodatkowa satysfakcja?

– Oczywiście. Nie ukrywam, że kibicuje ŁKS-owi i trzymałem gorąco kciuki za ten mecz. Przede wszystkim miałem satysfakcję z tego, że cały mój zespół zagrał bardzo dobre zawody i z tego głównie jestem zadowolony. Widzew jest bardzo dobrym zespołem. Ten mecz był bardzo ciężki, szczególnie przy takiej publiczności. To, że otrzymałem też kilka gratulacji od łksiaków to druga sprawa. Przede wszystkim skupiam się nad pracą ze swoim zespołem.

Doszukiwałby pan się takiej zależności, że na ten mecz z Widzewem, drużyna była wręcz za bardzo zmotywowana i potem to ciśnienie już spadło, co przełożyło się na te gorsze występy?

– Nie powiedziałbym, że tak było, ale jest też trochę racji w tym, że inaczej motywuje się na Widzew, a na zespół z dołu tabeli. Ta motywacja w ciągu tygodnia jest inna, ale nie na tyle, żeby to miało większe znaczenie. Do każdego meczu motywujemy się na swój sposób i brak tych wyników raczej nie jest spowodowany brakiem tej motywacji.

Mało kto chyba upatrywałby Sokoła na pozycji lidera. Dla pana to również spore zaskoczenie, że to zespół z Aleksandrowa jest póki co na czele stawki?

– Ciężko mi odpowiedzieć na to pytanie. Na pewno można tak powiedzieć, nie znając tej ligi. Sokół nie raz był w czubie tabeli i ma zespół wzmacniany z głową. Posiada też stabilność w składzie, więc można było się spodziewać, że uzbiera sporo punktów. Nie mniej jednak, że drużyna już w połowie rundy zbudowała sobie taką przewagę to jest drobnym zaskoczeniem. Jjak się zobaczy jednak skróty lub mecze z udziałem Sokoła to śmiało można powiedzieć, że jest to bardzo dobry zespół.

Przez większość kariery trenerskiej związany jest pan z Ursusem. Poprzedni sezon rozpoczął pan jednak prowadząc drugoligowy Znicz Pruszków. Długo jednak nie było dane panu tam pracować. Ciężko było się odnaleźć w tamtym środowisku, czy jednak brakowało może  tego zaufania i spokoju w pracy?

– Nie chciałbym się na ten temat rozwodzić. Jak nie ma wyników to trener długo nie pracuje. Jak ktoś prześledzi, jak to dalej wyglądało w Zniczu, to sam może sobie odpowiedzieć na to pytanie. Co do samych warunków pracy to były one bardzo dobre.

Gdy wiosną zgłosił się, będący w kryzysie Ursus, to raczej nie zastanawiał się pan zbyt długo?

– Wyglądało to trochę inaczej. Ja już pracowałem w Ursusie w innej roli. Szefostwo poprosiło mnie, żebym jednak przejął zespół i stwierdziliśmy, że to dobry moment, aby coś zmienić w drużynie.

Odnosząc się jeszcze do pana stosunku do Łodzi. Po ponownym objęciu przez pana Ursusa, drużyna zaczęła coraz lepiej punktować, a ostatecznie mecz o życie graliście z ŁKS-em. Łodzianie potrzebowali też zwycięstwa, żeby awansować. Serce trochę bolało? Gdyby nie to, że Finishparkiet odpuścił kwestię licencji, to można powiedzieć, że zabrałby pan awans ekipie z Łodzi.

– Szczerze to myślałem, że nie dojdzie do takiego spotkania. Liczyłem, że się to rozstrzygnie wcześniej. Mimo to gralibyśmy rzecz jasna fair play, ale złożyło się tak, że dla obu drużyn był to bardzo ważny mecz. Niestety w takiej sytuacji nie było mowy o sentymentach. Drużyna wyszła tak samo zmotywowana na ŁKS, jak na Widzew i nie było taryfy ulgowej. Potoczyło się to jednak dobrze. Tak jak kiedyś mówiłem, moim zdaniem ŁKS zasługiwał na awans, gdyż miał najlepszą drużynę. Nie chciałbym komentować spraw licencyjnych, ale sądzę, że gra łodzian była najbardziej poukładana. Zjadła ich najwidoczniej presja, szczególnie było to widać w meczu z nami. Nam udało się tego uniknąć.

Pracował pan zarówno w trzeciej, jak i drugiej lidze. Jak widać chociażby po przykładzie ŁKS-u, to największe problemy to przebrnąć przez trzecią ligę, gdyż w drugiej radzą sobie bardzo dobrze. Zgodzi się pan, że ten poziom rozgrywkowy to największa przeszkoda dla drużyn?

– Swego czasu graliśmy też baraże do zreorganizowanej drugiej ligi. Wygraliśmy ze Ślęzą Wrocław, trafiliśmy na Kotwicę Kołobrzeg i tam toczyliśmy dość wyrównane boje, a jak się potem okazało, rywale w drugiej lidze grali w środku tabeli. Widać było tą różnicę poziomów. Teraz się to dość wyrównało. W trzeciej lidze są takie zespoły jak rezerwy Legii, Polonia, Widzew, czy też wcześniej ŁKS. To są kluby, które spokojnie dawałaby sobie radę w drugiej lidze. Najciężej właśnie awansować na ten poziom centralny. Trzecia liga jest dosyć mocna, jest kilka klubów zasłużonych, ale też drużyny, które są bardzo mądrze prowadzone, jak chociazby Sokół. One również mogą myśleć o awansie.

W minionej kolejce, Sokół pauzował z racji przełożonego spotkania z Sokołem Ostróda. W środku tygodnia został odwołany również mecz pucharowy. To może wybić aleksandrowian z dobrego rytmu? Szukałby pan tutaj swoich szans?

– W żadnym wypadku nie chciałbym tak podchodzić do tych spraw. Czasami takie przerwy wychodzą na plus, a bywa tak, że na minus. Mądrzejsi będzie po sobotnim meczu. Skupialiśmy się nad sobą, abyśmy byli dobrze przygotowani na to spotkanie.

Ostatnio zdobytych bramek w pana drużynie można szukać ze święcą, tymczasem w Sokole, Michał Brudnicki nie pamięta już chyba, jak to jest wyciągać piłkę z siatki. To budzi podziw, że bramkarz Sokoła spisuje się tak dobrze? W tygodniu pana gracze mieli może dodatkowe treningi strzeleckie?

– Oczywiście. Analizujemy naszą grę i wiemy, że ta skuteczność nie jest naszą najlepszą cechą. Staramy się układać te zajęcia, aby było dużo sytuacji strzeleckich. Na pewno zwróciliśmy na to uwagę. Jeśli chodzi o drużynę Sokoła, to gra ona bardzo solidnie w obronie, co widać po ilości straconych goli. Przegrała tylko jeden mecz z Widzewem. Michała dobrze znam, gdyż pochodzi z naszych okolic. Jest to bardzo dobry bramkarz. Podchodzimy z szacunkiem do rywala. Każda passa się jednak kiedyś kończy. Pokazaliśmy, że potrafimy strzelić bramkę przy al. Piłsudskiego, więc dlaczego nie mielibyśmy zdobyć gola w Aleksandrowie.

Jakiś plan w głowie na to spotkanie już pan posiada? Można spodziewać się twardej gry i walki o swoje od początku, czy raczej piłkarskich szachów?

– Trzeba będzie zagrać bardzo dobrze taktycznie, aby myśleć o zdobyciu punktów. Jesteśmy po odprawie i analizie swojego ostatniego meczu oraz rywala. Czekamy na pierwszy gwizdek i zobaczymy co będzie.

foto: http://ursus.org.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *