Jednym z nowych nabytków drużyny jest były kapitan II-ligowego Łódzkiego Klubu Sportowego, Aleksander Ślęzak. Obrońca znalazł chwilę na rozmowę z oficjanlną witryną klubową.
Redakcja: O twoim transferze do Sokoła mówiło się już przynajmniej kilka dni wcześniej za nim związałeś się z klubem? Co spowodowało przedłużenie negocjacji?
Aleksander Ślęzak: Każdy kto zna choć trochę piłkarski świat, domyśla się dlaczego negocjacje się przedłużały i nie chce wchodzić w szczegóły, bo można byłoby prowadzić sporo dyskusji na ten temat. Cieszy mnie jednak fakt, że w ostateczności wszystko szybko się rozwiązało i mogłem zacząć treningi w Sokole.
Awansowałeś z ŁKS-em do II ligi, nie chciałeś poszukać miejsca w innym zespole na tym poziomie rozgrywkowym? Co zadecydowało, że postanowiłeś związać się z Sokołem?
– Nie chciałem przenosić się daleko od Łodzi, ponieważ moja narzeczona ma ostatni rok studiów i pracę. Priorytetem było znalezienie klubu w niewielkiej odległości od Łodzi. Tak się stało, że dostałem propozycje gry w Sokole i długo się nad nią nie zastanawiałem.
Z ŁKS-em rozstałeś się w lekko przykrych okolicznościach. Jesienią byłeś podstawowym graczem drużyny, kapitanem zespołu, wiosną jednak tych występów było mniej, a trener Wojciech Robaszek nie widział cię w klubie. Mieliście ze szkoleniowcem nie po drodze?
– W każdym momencie spędzonym na boisku zostawiałem serducho i robiłem wszystko co mogłem dla ŁKS-u, ale niekoniecznie czuje, że zostało to docenione. Pamiętajmy że trenerzy na tym etapie rozgrywek zmieniają się bardzo szybko, kiedy tylko drużyna ma słabsze wyniki. Z trenerem Robaszkiem nie miałem żadnego konfliktu. To była jego decyzja i niepodważalna. Nie ukrywam, że po czterech latach spędzonych przy al. Unii 2, ciężko było opuścić klub. Prawda jest też taka, że jednego scenariusza nie pisze się w jednym klubie. Przyszedł czas, że jestem w Aleksandrowie. Zrobię dla klubu wiele dobrego i bardzo mnie to cieszy.
Nie mniej jednak chyba jeszcze bardziej nieprzyjemnie wyglądało twoje rozstanie z Widzewem, gdzie występowałeś w juniorach oraz następnie w rezerwach? Opowiesz nam trochę na ten temat?
– W Widzewie spotkały mnie lepsze i gorsze momenty. Nie chciałbym jednak do tego wracać.
Jak wyglądało twoje przyjęcie w ŁKS-ie. Grałeś wcześniej u lokalnego rywala, nie było z początku łatwo?
– Bardzo dobrze, nie było z tego powodu żadnego problemu. Pracowałem ciężko, chciałem się rozwijać sportowo, a z klubem chciałem osiągać jak najlepsze wyniki. Dlatego każdy kibic docenił to i nie miał powodu, aby powiedzieć złego słowa na mnie. Grając w ŁKS-ie nie zwracałem uwagi na to, że występowałem wcześniej w Widzewie, ponieważ piłka nożna to jest pasja i zarazem praca którą wykonuję.
Uważasz, ze przez tyle lat zyskałeś w oczach kibiców z Al. Unii i śmiało można nazwać cię ŁKS-iakiem?
– Mam wielu znajomych, którzy kibicują ŁKS-owi i uważają że jestem ŁKS-iakiem, a jeżeli oni tak mówią to i na pewno znajdą się kibice, którzy tak twierdzą.
ŁKS to nie jedyny klub w którym grałeś w trzeciej lidze. Była to też Omega Kleszczów. Po poł roku wróciłeś jednak w rodzinne strony, skąd taka decyzja?
– Grając w czwartej lidze w Pilicy Przedbórz, chciałem się rozwijać i dlatego spróbowałem swoich sił w Kleszczowie. Dlaczego Kleszczów ? Miałem bardzo blisko do domu, gdyż ok. 20 km. Po każdym treningu mogłem odwiedzić rodzinę przed powrotem do Łodzi. Mogłem dalej grać w Omedze, ale zdecydowałem wrócić do macierzystego klubu i wtedy zadzwonił do mnie trener Robaszek. Który zaproponował grę dla ŁKS-u. Jako młody chłopak długo nie podejmowałem decyzji. Przyjąłem propozycje.
Razem z tobą, do drużyny dołączyło wielu nowych graczy, odbyło się drobne przewietrzenie szatni. Po tygodniu spędzonym w klubie uważasz, ze zespół w tym sezonie może pokusić się o cos więcej?
– Tydzień to krótko by ocenić drużynę. Z większością chłopaków się znam, ale z nowymi osobami dopiero się poznajemy. Teraz trwa obóz, podczas którego poznamy się i zgramy jeszcze bardziej. Powiem krótko, jest atmosfera w szatni i to najważniejsze. Potencjał drużyny jest spory.
Rozpoczęliście obóz dochodzeniowy. Trener daje wam w kość?
– Tak, daje w kość, ale wie co robi i na pewno przygotuje nas bardzo dobrze do rundy jesiennej. Trenujemy intensywnie, dwa razy dziennie i było to już widać w pierwszym meczu sparingowym z Lechią Tomaszów Mazowiecki, gdzie pojawiło się sporo niedokładności. To normalne przy tak dużym obciążeniu.
Do początku ligi pozostał niecały miesiąc. Rozpoczynacie rozgrywki z trojka beniaminków, twoim zdaniem to pozwoli dobrze wejść w sezon, czy żadnej z tych drużyn nie ma co lekceważyć?
– Mogę zapewnić, że na pewno nie lekceważymy żadnej drużyny. Uważam, że najważniejsze jest skupić się na najbliższym rywalu i nie wybiegać daleko, co będzie za trzy, czy sześć kolejek.