We wtorek, podopieczni Piotra Kupki wybrali się na Rudę Bugaj, gdzie pewnie ograli rezerwy Łódzkiego Klubu Sportowego 5:1
Powroty po urazach
Po kontuzjach do gry wrócili Michał Michałek i Sebastian Ostrowski. Dla napastnika było to pierwsze oficjalne spotkanie w tym sezonie, które przypieczętował zdobyciem bramki. Dla bramkarza zaś był to drugi mecz. Poprzedni rozegrał w pierwszej rundzie Okręgowego Pucharu Polski z Kotanem Ozorków.
Oficjele na obiekcie
Zmagania na Rudzie Bugaj bacznie obserwowali przedstawiciele obu ekip. Za linią boczną dostrzec można było m.in prezesa klubu Pawła Koślę oraz dyrektora sportowego łodzian – Krzysztofa Przytułę.
Wyjazdy nam nie straszne
Jak widać, w meczach jako goście, naszej drużynie wiedzie się bardzo dobrze. W pięciu rozegranych potyczkach, zielono-biali zaliczyli komplet zwycięstw oraz mogą się pochwalić bilansem bramkowym 21:3.
Ninja w bramce?
Przez chwilę można było się zastanawiać, kto stoi w bramce Sokoła w środowym pojedynku. Golkiper aleksandrowian miał na sobie przepaskę na głowie, niczym samuraj, czy też ninja. Był to jednak dobrze znany Sebastian Ostrowski, który nosi przepaskę po ostatnim urazie głowy w meczu z ekipą z Ozorkowa.
Debiut od pierwszej minuty
Pierwszy występ w tym sezonie od pierwszej minuty zaliczył Karol Korski. Zawodnik asystował przy pierwszej bramce oraz wywalczył rzut karny. Został zmieniony w 60. minucie meczu przez Jana Kadłubiaka.
Wychowanek pogodził kolegów
W 59. minucie, faulowany w polu karnym gospodarzy był Łukasz Chojecki. Wydawało się, że to on będzie egzekwował jedenastkę, lecz chętny do zdobycia drugiego gola był jednak Michał Michałek. Ostatecznie żaden z nich nie podszedł do piłki, a rzut karny wykorzystał Damian Bierżyński.
Kapitan na króla strzelców
Swoje drugie oraz trzecie trafienie w tej edycji pucharu zanotował Przemysław Woźniczak. Wraz z Bartoszem Mroczkiem to najlepszy strzelec drużyny w tych rozgrywkach.
Kluczowi gracze nie odpoczywali
W środę w meczowej kadrze zabrakło kilku kluczowych zawodników drużyny. Trener Piotr Kupka nie dał jednak wolnego swoim podopiecznym, którzy odbyli normalne zajęcia.