W minioną niedzielę zawodnicy Sokoła Aleksandrów z rocznika 2005 zainaugurowali rozgrywki ligi D1 Młodzik gr. 4. Zielono- biali już w pierwszym meczu zmierzyli się z nie lada wyzwaniem, gdyż rywalem był Widzew Łódź – lider rozgrywek, który w dotychczasowych spotkaniach nie stracił choćby jednego punktu, a bramkarze łódzkiej drużyny tylko raz musieli wyciągać piłkę z siatki. Imponującymi statystykami mogła się pochwalić ofensywa łodzian, która jesienią zdobyła blisko 70 bramek.
Spotkanie rozpoczęło się dla młodych aleksandrowian jak marzenie. Już w 2. minucie meczu, świetną szarżą w polu karnym rywala popisał się Jakub Damazer i zdecydował się na strzał w kierunku bliższego słupka. Bardzo precyzyjne uderzenie zaskoczyło golkipera i licznie zgromadzeni kibice wpadli w euforię. Szybko strzelony gol nie sprawił jednak, że Sokół cofnął się i kurczowo zaczął bronić wyniku. Podopieczni trenera Kamila Kmiecia starali się przeprowadzać kolejne ataki, jednak dośrodkowania padały łupem obrońców. Zawodnikom Widzewa przyświecała inna taktyka i podejmowali wiele prób dogrania długiej piłki do swojego rosłego napastnika. Duet stoperów Dawid Dybała- Maksymilian Lubiszewski, skutecznie ograniczał jednak swobodę snajpera łodzian. Następnie Widzew wykonywał dwa rzuty wolne na wprost bramki, lecz nie było z tego większego zagrożenia.
Aleksandrowianie nadal bardzo dużo biegali i starali się posiadać piłkę. Dobrze konstruowane akcje były również skutecznie rozbijane przez łodzian w okolicach ich pola karnego. Do pozycji strzeleckiej doszedł wreszcie Bartłomiej Piermanicki, lecz futbolówka minęła słupek. Niestety w końcówce pierwszej połowy napastnik Widzewa pokazał swoją siłę fizyczną i wreszcie doszedł do klarownej sytuacji, którą bez problemu wykorzystał. Pierwsza połowa skończyła się remisem 1:1, a zawodnicy schodząc na przerwę zebrali gromkie brawa.
Czy Sokół po przerwie starał się utrzymać satysfakcjonujący, jakby się mogło wydawać remis? Nic bardziej mylnego. Aleksandrowianie nie zmienili swojego stylu gry i dalej próbowali przebić się przez łódzką defensywę. Niestety boisko musiał opuścić zmagający się od pierwszych minut z urazem pleców Damian Kręcikowski, co nie sprzyjało postawieniu kropki nad „i” pod bramką rywala. Bliski szczęścia po rzucie rożnym wykonywanym przez Igora Wieczorka był Piermanicki, ale jego strzał głową minął słupek. Niestety chwilę później znów dały znać o sobie umiejętności napastnika Widzewa, który po indywidualnej akcji wykorzystał sytuację sam na sam.
Od tego momentu, zaczęła się gra na czas łodzian, a do końca meczu pozostawało jeszcze 15 minut. Ładną akcję w środku pola przeprowadził chwilę później Wieczorek, ale jego ciekawie zapowiadające się uderzenie, przyjął na ciało obrońca Widzewa. W odpowiedzi Widzew znów miał groźny rzut wolny, ale bardzo dobrze obronił Damian Urbanowicz. Czasu było coraz mniej, a zielono- biali przeprowadzali coraz śmielsze ataki na bramkę Widzewa. Nadal jednak brakowało, tej jednej, klarownej sytuacji, którą można by było zamienić na upragnionego gola. Z rzutu wolnego uderzał Mateusz Studniarek, golkiper „wypluł” piłkę, ale w porę naprawił swój błąd. Następnie Widzew miał szansę stłamsić nadzieję graczy z Aleksandrowa, napastnik Widzewa uderzył z ostrego kąta obok Urbanowicza, lecz dobrze zaasekurował kolegę Jakub Bartok.
Ostatnie chwile meczu to szturm na bramkę rywala i wybijanie piłki jak najdalej w aut, przez obrońców Widzewa. Przez chwilę wydawało się, że rezerwowym Sokoła zabraknie piłek, które dostarczane były z worka, aby nie tracić czasu. Na chwilę przed końcem aleksandrowianie wywalczyli trzy rzuty rożne, a doping kibiców napędzał zespół z wiarą na zdobycie wyrównującego gola. Piłkę z narożnika dośrodkowywał Igor Wieczorek i zmierzała ona bezpośrednio do bramki, lecz golkiper Widzewa popisał się bardzo dobrym piąstkowaniem i gracz Sokoła znów miał okazję do wykonania stałego fragmentu gry. W polu karnym rywali znalazł się nawet bramkarz aleksandrowian, co pokazuje, że rzucone zostały wszystkie siły, aby tylko doprowadzić do remisu. W polu karnym powstało zamieszanie, ale nikt nie zdołał wepchnąć piłki do siatki i łodzianie wybili piłkę na kolejny rzut rożny. Po tym stałym fragmencie gry Widzew przeprowadził kontrę, podczas gdy wszyscy zawodnicy Sokoła, z wyjątkiem Urbanowicza wracającego do swojej bramki, znajdowali się w polu karnym łodzian. Napastnik czerwono-biało-czerwonych miał sytuację sam na sam z bramkarzem Sokoła, tyle że… na połowie boiska. Golkiper Sokoła popisał się fantastyczną interwencją i wślizgiem przerwał kontratak, piłka wróciła pod nogi aleksandrowian, którzy ruszyli do ostatniego ataku. Niestety zabrakło jednak czasu, a Widzew „dowiózł” prowadzenie do końca.
Podopieczni trenera Kamila Kmiecia pokazali jednak, że mogą walczyć z jedną z najlepszych drużyn w regionie jak równy z równym, a co więcej, przez duże fragmenty meczu prowadzić grę, nie chowając się za podwójną gardą na swojej połowie. Ostatecznie mimo bardzo wyrównanego meczu, w którym aleksandrowianie zostawili na boisku wiele zdrowia i serca, minimalnie lepsi okazali się łodzianie, za sprawą umiejętnościom indywidualnych swojego napastnika. Mecz zakończył się wygraną Widzewa 2:1
Sokół Aleksandrów Łódzki – Widzew Łódź 1:2 (1:1)
Bramka dla Sokoła: Jakub Damazer
Skład Sokoła: Urbanowicz- Dybała, M. Lubiszewski, Studniarek, Kucharczyk, Augustyniak, Wieczorek, Damazer, Kręcikowski
Grali także: Piermanicki, Bartok, Stasiak, Witczak, Leszczyński
Rezerowi: Sobczak