Do pierwszego składu po kilku spotkaniach powrócił Mateusz Stępień. Młody obrońca z pewnością pokazał, że warto na niego stawiać, zdobywając zwycięską bramkę przeciwko ekipie z Morąga.
W sobotę zawodnicy Sokoła KONSPORT Aleksandrów Łódzki mierzyli się w Morągu z miejscowym Huraganem. Ekipa prowadzona przez Czesława Żukowskiego nie ma w zwyczaju oddawać za wielu punktów na swoim terenie. Przed meczem z zielono-białymi, Huragan przegrał na własnym boisku tylko dwa mecze. – Był to bardzo ciężki mecz na trudnym terenie. Oglądaliśmy ostatni mecz rywali i też po nieprostym boju wygrał tutaj lider z Nowego Miasta Lubawskiego. Analizowaliśmy to spotkanie i wyglądało ono podobnie jak nasze, czyli na boisku było dużo walki – skomentował po meczu Mateusz Stępień.
Aż do 88. minuty musieli czekać kibice w Morągu, aby zobaczyć pierwszego gola. Minutę wcześniej jednak mogliśmy być świadkami jedenastki. Piłkę ręką zagrał jeden z graczy gospodarzy, lecz arbiter wskazał jedynie na rzut rożny, który i tak przełożył się na gola. – Nie widziałem tej sytuacji. Wszyscy jednak z naszej drużyny sygnalizowali, że było tam zagranie ręką. Z tego co widziałem, to rywale “siedzieli cicho”, więc podejrzewam, że karny nam się należał – odniósł się.
Ostatni raz 20-latek rozpoczął zawody w pierwszej jedenastce blisko miesiąc temu. Swoim sobotnim występem z pewnością dał trenerowi Piotrowi Kupce sporo do myślenia. – Wypadłem wcześniej za kartki, następnie kontuzja i w moje miejsce wskoczył Damian Bierżyński. Akurat nie traciliśmy bramek i nasz blok defensywny grał bardzo dobrze. Chciałem dziś udowodnić trenerowi, że warto na mnie stawiać i udało się strzelić bramkę, którą dedykuję mojej dziewczynie Kamili. Jestem w takim wieku, że chce grać jak najwięcej minut – powiedział obrońca Sokoła.
Sobotni mecz zakończył maraton drużyny zielono-białych. Na kolejne spotkanie aleksandrowianie muszą poczekać do 13 maja, kiedy zmierzą się na własnym terenie z MKS Ełk. – Myślę, że teraz będziemy mieć trochę więcej czasu na regenerację. W końcu ostatnie trzy mecze graliśmy niedziela-środa-sobota. To spowodowało też pewne zmiany w składzie. Wykartkował się Przemek Woźniczak, swoje szanse dostał też Mariusz Zasada i Robert Kowalczyk. Czy je wykorzystali to już trener wie najlepiej. Tak jak wspomniałem za nami mecz walki, ciężko rywalizowało się na placu, który niezbyt pozwala na grę – zakończył.