Młody bramkarz Sokoła liczy na to, że uda mu się wywalczyć miejsce w wyjściowym składzie. Uważa również, że Sokół jest dla niego odpowiednim miejscem do rozwoju.
Redakcja: Kuba, dołączyłeś do klubu jako drugi bramkarz. Rozumiem rzecz jasna, że to wcale nie oznacza, że ta kolejność Cię zadowoli i z marszu podniosłeś rękawice?
Jakub Lemanowicz: Na pewno tak. Przyszedłem tutaj, aby walczyć i grać. Nie ma sensu dołączać do klubu w celu siedzenia na ławce rezerwowych.
Ostatnio kierunek łódzki widać jest popularny. Wcześniej do Widzewa przyszedł Adam Radwański, który obecnie jest już w pierwszej lidze, a teraz ty dołączyłeś do Sokoła. Gra w naszej III lidze to twoim zdaniem dobra szansa na wypromowanie się wyżej?
– Myślę, że tak. Sokół liczy się w walce o awans. W poprzednim sezonie drużyna też prawie do końca była w grze w kontekście awansu i w nadchodzących rozgrywkach sądzę, że będzie podobnie. Myślę, że dołączenie do tej drużyny jest dobrą decyzją w kontekście mojego dalszego rozwoju.
Osobiście znam Adama i wypowiadał się co do twojej osoby w samych pozytywnych słowach. Jakbyś miał wskazać swoje dobre i złe strony, to co to by było?
– Czasami wkrada się nonszalancja, to pozostało jeszcze z gry w juniorach. Staram się jednak to eliminować i pracować nad wszystkim. Gra na przedpolu jest jedną z moich mocniejszych stron, nie mniej jednak we wszystkich elementach staram się być coraz lepszy.
Jak właściwie doszło do tego, że wylądowałeś akurat w Aleksandrowie? Pojawiłeś się na sparingu w Kaliszu i w zasadzie dość szybko przekonałeś do siebie sztab szkoleniowy.
– Szukając klubu, przede wszystkim rozważałem właśnie trzecią ligę. Interesowały mnie drużyny, które mają jakieś cele i aspiracje awansu do wyższej klasy rozgrywkowej. Zostałem zaproszony na kilka treningów i sparing w Kaliszu, gdyż trener był zainteresowany młodzieżowym bramkarzem. Wydaje mi się, że dobrze zaprezentowałem się w tym meczu kontrolnym i zaraz po nim została podjęta decyzja odnośnie mojej przyszłości w klubie. Byłem z propozycji bardzo zadowolony i nie chciałem nawet szukać innych rozwiązań.
Wiosną miałeś okazję znaleźć się w kadrze pierwszej drużyny Wisły Płock. Treningi pod okiem bardziej doświadczonych kolegów – Seweryna Kiełpina i Thomasa Dahne sporo Cię nauczyły?
– Na pewno to są bardzo dobrzy bramkarze oraz super ludzie z charakteru. Panowała bardzo dobra atmosfera. Prawie od dwóch lat trenowałem z pierwszym zespołem, lecz dopiero w minionym sezonie zostałem zgłoszony. Na pewno dużo mnie to nauczyło. Z pewnością bardzo dużo pomógł mi też trener bramkarzy – Andrzej Krzyształowicz, chociaż katował chwilami na treningach. Mam nadzieję, że wyjdzie to jednak na plus. Na pewno dużo z tego wyniosłem, bo koledzy z Ekstraklasy z pewnością mają spore doświadczenie i byli bardzo chętni do pomocy.
W zasadzie prawie całą swoją karierę spędziłeś Płocku, skąd też pochodzisz. Liczysz jeszcze na to, że jeżeli uda Ci się wywalczyć miejsce w składzie i dobrze zaprezentować się w zbliżającym się sezonie to sztab szkoleniowy Wisły da ci również szansę? Czy może jednak spokojnie stąpasz po ziemi i raczej stopniowo chcesz piąć się w górę, a najlepiej z Sokołem J ?
– Staram się twardo stać na nogach i o tym nie myśleć. Przede wszystkim chce się rozwijać. W Płocku spędziłem dobre sześć lat i będzie mi brakowało tego miasta. Staram się dążyć, aby grać w coraz wyższych ligach. Trener Krzyształowicz na pewno będzie się mi przyglądał. Jeśli będzie opcja grać kiedyś wyżej to Wisła ma oczywiście pierwszeństwo. Teraz jednak czas na inny rozdział.
W Płocku wybrałeś sobie numer 99, skąd taka decyzja? Z takim samym numerem możemy Cię wypatrywać też w Aleksandrowie?
– W Sokole będę grał z numerem 22. W Wiśle była to dość spontaniczna decyzja, spodobał mi się numer, lecz on oczywiście nie gra.
Co ostatecznie przekonało Cię w zasadzie do wybrania akurat propozycji Sokoła? Jakieś inne kluby również wchodziły w grę?
– Na pewno fakt, że Aleksandrów jest blisko Płocka miał spore znaczenie. Lubię co jakiś czas wracać do rodziców. Na początku szukałem klubu w regionie łódzkim oraz mazowieckim. Nie szukałem jednak opcji wyżej. Uważam, że lepiej pograć w niższej klasie rozgrywkowej, wywalczyć awans, niż na siłę spróbować swoich sił w I, czy II lidze i siedzieć na ławce. Nie chciałbym, aby wyszło mi to „czkawką”. Na pewno w klubie panuje też bardzo dobra atmosfera. Nie znam się jeszcze ze wszystkimi bardzo dobrze, ale myślę, że na wszystko przyjdzie czas.
Śmiało można powiedzieć, że rywalizacja o pozycję numer „1” będzie spora. Poza Pawłem Lipcem z drużyną trenuje też Bartek Kaniecki, którego zapewne znasz z Płocka. Nie obawiasz się troszeczkę tego, że jak to mówią „zamienił stryjek, siekierkę na kijek”?
– Tak, z Bartkiem trenowałem prawie rok w Płocku. Moim zdaniem, faktycznie ta rywalizacja o miejsce w bramce Sokoła będzie bardzo duża. Zarówno „Lipka”, jak i „Kania” to bardzo dobrzy bramkarze. Nawet bardziej doświadczeni ode mnie. Bartek miał epizod też chociażby w Lechii Gdańsk, był też właśnie w Wiśle. Ja na pewno nie opuszczę gardy i będziemy rywalizować fair-play. Co prawda z Bartkiem znamy się dłużej, z Pawłem mniej, ale wyjdzie to nam tylko na dobre.
Jak w zasadzie układa Ci się współpraca z trenerem bramkarzy? Te treningi troszeczkę różnią się od tych w Wiśle?
– Troszeczkę się różnią, nie mniej jednak trener Sima zna się na rzeczy. Każdy trener ma swoją metodykę pracy i pomysł na trenowanie. Na początku nie było lekko, „Simka” potrafi dać w kość. Dodatkowo można z nim również normalnie porozmawiać. Jestem zadowolony i zobaczymy, co będzie dalej.
Za wami siedem sparingów, w międzyczasie też obóz dochodzeniowy. Czujecie, że obciążenie już schodzi z nóg i powoli łapiecie tą świeżość?
– Zdecydowanie tak. Wcześniej mieliśmy też dwa treningi dziennie w czasie obozu, później już zaczęliśmy schodzić z tych obciążeń. W tym momencie bardziej skupiamy się na taktyce i zgraniu, bo tego nam brakuje. Myślę, że niektórzy czują jeszcze trudy w nogach, ale sądzę, że na dobre wyjdzie nam ta ciężka praca. Trener nie odpuszczał nam podczas tego obozu dochodzeniowego.
Wasz piątkowy rywal Ursus Warszawa prezentował się w sparingach dość przeciętnie. Niewątpliwie mimo zawirowań kadrowych jesteście faworytem tego spotkania. Ten fakt oraz atut własnego boiska będzie dla was sporym handicapem?
– My wychodzimy po to, aby wygrać. Nie możemy lekceważyć przeciwnika. To, że nie wygrywał w sparingach, to nie znaczy, że tak będzie grał w lidze. Liga to zweryfikuje. W sparingach można grać słabo, a w meczach o punkty może to wyglądać całkowicie inaczej. Znamy swoje umiejętności i będziemy walczyć tylko o trzy punkty.
Zarówno trener, jak i inni zawodnicy mówili, że nadal się docieracie. Fakt, że gracie akurat trzy mecze u siebie w sierpniu jest twoim zdaniem kolejnym plusem?
– Na pewno tak. Gra u siebie jest łatwiejsza. Z pewnością nie zabraknie też naszych kibiców, którzy będą nas wspierać. Znamy rzecz jasna lepiej nasze boisko, niż na wyjazdach. Te drużyny, z którymi przyjdzie nam się mierzyć na początku nie oddadzą nam jednak łatwo punktów, z każdym z nich będzie ciężko. Zgrania trochę jeszcze brakuje, ale każdy z nas ma odpowiednie umiejętności. Uważam, że z meczu na mecz będzie coraz lepiej.
W poprzednim sezonie Michał Brudnicki zachował czyste konta w prawie połowie spotkań ligowych. Jest to wynik z pewnością trudny do pobicia, nie mniej jednak podejmujesz moje wyzwanie i w przypadku gry uważasz, że jesteś w stanie mu dorównać?
– Zobaczymy, jak to będzie. Jestem przekonany, że jeśli wywalczę miejsce w wyjściowej jedenastce, to podejmę się tego wyzwania. Nie wiadomo, jak będziemy wyglądać, ale wydaje mi się, że na pewno kilka tych czystych kont uda się zachować. Michał naprawdę podniósł ten próg bardzo wysoko. Uważam jednak, że stać mnie na wiele, jestem pozytywnie nastawiony do tego sezonu i liczę na to, że nie skończy się na kilku, a kilkunastu czystych kontach.