Po raz pierwszy w tym sezonie, Daniel Kmak rozpoczynał zawody od pierwszej minuty. Napastnik przyznaje, że przez święta chodziła mu po głowie jedna niewykorzystana sytuacja z meczu z Widzewem. Liczy również na to, że w spotkaniu z Pelikanem, drużyna wróci już na zwycięską ścieżkę.
Redakcja: Za wami hitowy, przegrany mecz z Widzewem. Nie mniej jednak wcale to spotkanie nie musiało skończyć się takim rezultatem, zgodzisz się z tym?
Daniel Kmak: Oczywiście że się zgadzam. Nie mniej jednak, teraz możemy tylko “gdybać”. Szkoda pechowo straconych bramek no i mojej sytuacji z 60. Minuty, która mogła całkiem odmienić mecz. Taka niestety jest piłka. Teraz trzeba się skupić na następnym meczu.
Dla ciebie był to pierwszy taki występ na takim stadionie i takiej publiczności. To plątało z początku nogi?
– Na podobnym stadionie już miałem przyjemność zagrać w Lublinie, ale przy tak licznej publiczności jeszcze nie. Jakiś tam pozytywny dreszczyk emocji był przed meczem. Nie co dzień w 3. lidze gra się na tak nowoczesnym stadionie, przy tak licznej publice i do tego tak ważny mecz. Po pierwszym gwizdku jednak wszystko odeszło i grało się jak w każdym innym meczu.
Zagraliście z Widzewem, jak równy z równym. Nie przestraszyliście się gospodarzy. Taki był też plan, aby starać się grać w piłkę, a nie “czekać na skazanie”?
– Czego tu się przestraszyć? Czyta się ,czy słyszy, że dobrze zagraliśmy, że momentami dominowaliśmy, że graliśmy jak równy z równym. Dlaczego miało by być jednak inaczej? To Sokół kończył jesień jako lider, to my przed meczem z Widzewem byliśmy w lepszej sytuacji. Niestety za dobra grę punktów nie przyznają.
Straciliście szybko bramkę i w zasadzie dopiero pod koniec pierwszej połowy zaczęliście przejmować inicjatywę, a po przerwie można powiedzieć zdominowaliście rywala. Sporo mocnych słów powiedzieliście sobie w szatni?
– Nie było powodów do paniki w przerwie i rzucania jakiś mocnych słów. Każdy ten mecz chciał wygrać i każdy o tym wiedział. Jakieś wskazówki od trenera, szybka wymiana zdań między sobą i wychodzimy. Jak w każdej przerwie meczu.
Zdobyliście bramkę, a nawet mogliście wyjść na prowadzenie. Nie udało ci się wygrać sytuacji sam na sam. Siedziało to zaraz po meczu w głowie? Ta bramką mogła w zasadzie zapewnić wam remis, a może i wygraną.
– Tak, całe święta siedziało mi to w głowie. Analizowałem sobie, co mogłem zrobić lepiej. Fakt, gdybym strzelił pewnie wynik meczu byłby inny.
Po przerwie związanej z urazem czułeś się chyba dobrze, prawda? Z perspektywy trybun nie raz chyba obrońcy Z Łodzi mieli z tobą problemy.
– Tak, fizycznie czułem się dobrze. Takie są moje zadania, żeby strzelać bramki i utrudniać bronić obrońcom. No niestety to pierwsze najważniejsze się nie udało.
W sobotę gracie u siebie z Pelikanem. Spodziewacie się równie trudnej przeprawy?
– Tur i Wikielec mimo że są praktyczne pewne spadku pokazali, że w tej lidze nie ma słabych drużyn. Mecz z Pelikanem na pewno nie będzie łatwy, ale zrobimy wszystko żeby ten mecz wygrać i wrócić na zwycięską ścieżkę.