Strzelec jedynej bramki dla Sokoła w sobotnim meczu z Widzewem Łódź chwali swój zespół i przyznaje, że szybko stracony gol nie podciął skrzydeł jego drużynie
Redakcja: Za wami dość trudny mecz z Widzewem. Jak oceniłbyś wasz sobotni występ?
Aleksander Ślęzak: Uważam, że zagraliśmy dobre spotkanie w Łodzi. Mieliśmy pomysł na grę. Szybko operowaliśmy piłką i dobrze konstruowaliśmy akcje.
Mieliście wysoko zagrać od początku, tymczasem straciliście szybko bramkę. To chyba nie podcięło wam skrzydeł, a wręcz przeciwnie?
– Nie, nie podcięło nam skrzydeł. To był początek spotkania i wiedzieliśmy, że mamy dużo czasu żeby odrobić straty.
Możecie chyba też mówić o odrobinie szczęścia, szczególnie kilka minut po bramce, bo gdyby nie strzał prosto w Michała po rzucie różnym mogło być 2:0. Wkradły się nerwy na początku meczu?
– Zdenerwowanie na pewno było po straconej bramce, lecz staraliśmy się szybko o tym zapomnieć.
Czym dalej jednak w mecz, tym rywal zdecydowanie słabł, poczuliście wtedy, że możecie coś ugrać?
– Tak, tworzyliśmy lepsze sytuacje i dłużej utrzymywaliśmy się przy piłce, dlatego też rywal słabł. Myślę, że każdy z nas czuł że możemy zaraz strzelić bramkę.
Co dokładnie stało się pod koniec pierwszej połowy, że musiałeś dokończyć ją poza boiskiem?
– Jeden z rywali rozciął mi łuk brwiowy i musiałem zejść żeby służba medyczna zatamowała krwawienie.
Dużo osób obawiało się Roberta Demjana, lecz wy praktycznie wyłączyliście go z tego meczu. Mieliście jakieś specjalne założenia?
– Żaden z zawodników nie obawiał się napastnika Widzewa. Uważam, że w tej lidze są lepsi od niego.
W sobotę gracie mecz z Pelikanem Łowicz. Zespół Marcina Płuski strzela dużo goli, lecz sporo również traci. Spodziewasz się podobnego meczu jak w Łowiczu?
– Na pewno nie będzie to łatwe spotkanie, z resztą jak każde w tej lidze.