Pomocnik Sokoła jest przekonany, że aby dalej walczyć o drugą ligę, drużyna nie może pozwolić sobie na kolejne wpadki.
Redakcja: Sobotni mecz zdecydowanie nie ułożył się po waszej myśli. Wracacie jeszcze myślami do tego spotkania, czy skupiacie sie już tylko na Lechii?
Tomasz Bogołębski: Myślę, że już nie. Wiadomo po meczu głowy były gorące i na pewno nie wyglądało to spotkanie, tak jak chcieliśmy. Nikt nie był zadowolony z tego spotkania. Weekend po tej porażce był z pewonścią ciężki, ale przed nami nowy tydzień, bardzo ciężki mecz z Lechią i tylko o tym myślimy.
Co twoim zdaniem nie “zatrybiło”? Pierwszy raz w tym sezonie tracicie cztery bramki, a jednak w całym sezonie, obrona to dość silny wasz punkt.
– Nie wiem, ciężko powiedzieć. Po prostu był to nasz słabszy dzień. Zawiedliśmy jako cały zespół. Wyszliśmy senni, może też trochę nieobecni. Chwilami popełnialiśmy proste błędy w ustawieniu. Za łatwo traciliśmy gole. Wydaje mi się, że w każdym zespole przychodzi kiedyś gorszy moment. W poprzedniej rundzie zagraliśmy słabszy mecz z Ursusem, kiedy nie stworzyliśmy sobie praktycznie żadnej sytuacji. Ten mecz sobotni był podobny z taką jednak różnicą, że sytuacje były. Nie zrzucałbym jednak winy na pogodę, czy podróż. Warunki do gry były takie same dla obu drużyn. My byliśmy po podróży, co prawda nie zdarza nam się często jechać taki dłuższy kawałek drogi tego samego dnia, ale raczej była to kwestia dyspozycji dnia. Akurat trafił nam się gorszy moment w meczu z Olimpią i miejmy nadzieję, że będzie to ostatni w tej rundzie.
Szczególnie szkoda, gdyż po zdobyciu bramki na 1:1 wydawało się, że przejmujecie inicjatywę i nagle pod koniec połowy straciliście dwie bramki. Po tym trafieniu na 1:2 zabrakło twoim zdaniem koncentracji i stąd też kolejna bramka w odstępie raptem dwóch minut? To podcięło skrzydła przed przerwą?
– Zdecydowanie po bramce wyrównującej myśleliśmy, że przejęliśmy kontrolę nad grą i byliśmy napędzeni tym golem. Wydawało się, że kwestią czasu jest kolejna bramka dla nas lub w najgorszym wypadku zejść z remisem do szatni. Stało się jednak inaczej. Straciliśmy drugą bramkę po błędach w ustawieniu, niedługo potem gola na 1:3 i to bardzo zabolało. Dwie bramki w przeciągu dwóch-trzech minut z pewnością trochę podcinają skrzydła i było ciężko nam z takim wynikiem schodzić do szatni. Wyszliśmy jednak na drugą połowę z nastawieniem, że uda się odrobić straty.
Szybko stracony gol w drugiej połowie to była też kwestia waszego bardzo ofensywnego podejścia już od pierwszych minut?
– Na pewno chcieliśmy szybko strzelić bramkę kontaktową, wiadomo dodałoby nam to wiatru w żagle, a Olimpia poczułaby się mniej pewnie. Robiliśmy wszystko, aby to zrobić, lecz bramka na 1:4 nie wynika raczej z tego, że ruszyliśmy zbyt dużą ilością graczy do przodu. Był to słaby mecz całego zespołu i ponownie przełożyło się to na utratę gola. Akcja Olimpii ponownie wynikała z naszego złego ustawienia i braku asekuracji. Jedno zagranie do przodu, prostopadła piłka i ciężko było się z tego wybronić.
Zmniejszyliście jednak straty na 2:4, a następnie te nieszczęsne dwa rzuty karne. W ostatnim czasie strzelanie z jedenastu metrów nie należy do waszych atutów. Tak samo było w meczu z Turem, czy jesiennym spotkaniu pucharowym. W tym tygodniu przewidziane były dodatkowe zajęcia z wykonywania jedenastek?
– Faktycznie tak się układa, że te karne są naszą zmorą w tym sezonie. Kilka z nich zmarnowaliśmy, w tym ja też. Brakuje nam takiego pewnego egzekutora, który za każdym razem trafiałby z jedenastu metrów. Karne trenujemy regularnie. Ciężko powiedzieć z czego to wynika. Dochodzi może presja. Inaczej strzela się na treningu, czy w meczu. Szkoda, bo marnujemy takie sytuacje, które pozwalają nam łapać kontakt, czy zdobyć nawet punkty.
W środę mieliście grać mecz pucharowy, który został przełożony na czerwiec. To dobry ruch ze strony sztabu? Ten jeden dzień więcej na przygotowanie do arcyważnego meczu z Lechią będzie dla was ważny?
– Chyba obie drużyny wiedzą o co w tym meczu grają i jaka jest ranga tego spotkania. Zarówno my, jak i Lechia chcemy się dobrze przygotować do tych zawodów, stąd też takie ruchy. Wiadomo, jakie są mecze w pucharach, często dochodzi do dogrywek i kosztują one wiele zdrowia. Na pewno po serii spotkań pozwoli to nam zregenerować akumulatory i uważam, że to bardzo dobry ruch.
O ile mecz z Widzewem nie był postrzegany jako spotkanie kluczowe w kontekście awansu, to potyczka z Lechią może być już bardzo istotna?
– Zdecydowanie jest to ostatni gwizdek dla obu drużyn. Nie patrzymy na Lechię, ale na siebie. Limit błędów jednak już się wyczerpał. Jest to ostatni moment, aby włączyć się do walki o awans. Nie wyobrażam sobie innego wyniku, jak nasze zwycięstwo. Każda strata punktów w tym meczu przekreśla szansę awansu do II ligi.