Cały mecz zanotował w środowym spotkaniu Michał Michałek. Dla napastnika był to pierwszy oficjalny mecz w tym sezonie, który przypieczętował zdobyciem bramki.
Redakcja: Jak podsumowałbyś wasz sobotni mecz z rezerwami ŁKS-u? Nie mieliście raczej za dużych problemów.
Michał Michałek: Nie spodziewaliśmy się raczej ciężkiego meczu. Podchodziliśmy jednak, jak do każdego z szacunkiem. Stanęli przeciwko nam młodzi chłopcy i pozostało jedynie wygrać ten mecz. Nie oszukujmy się, ale każdy inny wynik byłby niespodzianką.
Wróciłeś do gry po dość sporej przerwie, był to idealny przeciwnik po tak długiej pauzie?
– Dla mnie najważniejsze było, aby rozegrać cały mecz, gdyż nie ma co ukrywać, że mam pewne braki kondycyjne. Przede wszystkim chciałem być dużo przy piłce, utrzymywać się przy niej i poczuć grę. Praktycznie od trzech tygodni nie uczestniczyłem w treningach i to czucie mogło lekko zaniknąć. Chciałem wybiegać ten mecz przez dziewięćdziesiąt minut.
Jak fizycznie czułeś się podczas tego meczu? Chwilami brakowało tlenu, czy było lepiej niż się spodziewałeś?
– Przez te trzy tygodnie, codziennie pracowałem na rehabilitacji. Może to nie był taki “tlen” jaki się łapie na boisku, ćwiczyłem jednak intensywnie i dużo na tym nie straciłem. Widać było, że nie jestem jednak przygotowany na dziewięćdziesiąt minut. Takim maximum byłoby mniej więcej czterdzieści pięć lub pięćdziesiąt minut.
Co właściwie ci dolegało? Był to faktycznie tak poważny uraz, czy w ostatnich już dniach to bardziej siedziało w głowie, aby za wcześnie nie wrócić na boisko?
– Była to dość poważna kontuzja. Nabawiłem się jej na pierwszym sparingu z Lechią Tomaszów Mazowiecki, kiedy zawodnik wślizgiem trafił mi w kostkę. Wróciłem do gry zbyt szybko, a po dokładniejszych badaniach okazało się, że miałem naderwane więzadło piszczelowo-strzałkowe w kostce. Obeszło się jednak bez zabiegu, wielkie podziękowania dla OrtoMedSportu. Lekarz w dość krótkim czasie doprowadził moją kostkę do stanu przed kontuzją. W tej chwili muszę o nią dbać i wszystko będzie szło w dobrym kierunku.
Trener wspominał, że można się ciebie spodziewać najwcześniej podczas meczu z Legią II. Uważasz, że będziesz już gotowy w takim stopniu, aby móc realnie pomóc drużynie?
– Po rozmowach z doktorem i trenerem uznaliśmy, że najważniejsza dla mnie jest spora ilość minut. Nawet jakby trener zabrał mnie na mecz z Polonią, to zagrałby może dziesięć minut, albo w ogóle i zabrał jedynie miejsce w osiemnastce. Mam nadzieję, że zagram teraz dziewięćdziesiąt minut w sobotnim meczu rezerw, możliwe też w środowym starciu, a co będzie później to decyzję podejmie trener.
Twoje miejsce od początku sezonu zajął Kamil Żylski. Jako bardziej doświadczony zawodnik dawałeś mu pewne wskazówki, aby grał jeszcze lepiej?
– Ciężko było mu pomagać. Jesteśmy innymi typami zawodników. On ma swoje nawyki, a ja swoje. Mogłem mu podpowiadać jedynie po meczach domowych. Przekazywałem mu pewne swoje uwagi, podkreślałem jakie ma mocne strony. Kamil łapie jednak doświadczenie z meczu na mecz, jest mądrym chłopakiem, a jego gra będzie wyglądała coraz lepiej z meczu na mecz.
W sobotę gracie mecz z Polonią z którą rywalizowaliście dwa sezony temu o awans do II ligi. Chcecie się zrewanżować za ten wiosenny mecz w Warszawie?
– Nie, podchodzimy do tego meczu, jak do każdego innego. Z tygodnia na tydzień przygotowujemy się do innego rywala. Nie ma jakiś specjalnych meczów na które się bardziej mobilizujemy. Musimy pojechać, zrobić swoje i przywieźć trzy punkty do Aleksandrowa.